poniedziałek, 10 października 2011

„Lawendowe pola” - Jennifer Greene

Trzy opowiadania, trzy siostry, trzy historie… 

Jak zwykle wydawnictwo Mira zadbało o przepiękną okładkę, która od razu przykuwa wzrok czytelnika. Bardzo lubię lawendę, jej zapach, kolor kwiatów… Wyprawa na pola lawendy do słonecznej Prowansji jest od dawna moim marzeniem…  Ale do rzeczy… książka składa się z trzech opowieści, każda dotyczy jednej z sióstr Campbell. 

 Kolor lawendy
Camille najmłodsza z sióstr Campbell, nie może się otrząsnąć po tragedii jaka miała miejsce w Bostonie. Podczas ulicznej napaści została brutalnie pobita, a jej ukochany mąż stracił życie. Od tego czasu nie jest już tą samą osobą co kiedyś. Dzięki namowie i determinacji starszej siostry wraca na rodzinną farmę. Postanawia zajęć się plantacją zaniedbanej i zdziczałej lawendy. Gdy w życiu Camille pojawia się dawny przyjaciel z dzieciństwa i jego dwóch rezolutnych synów, wszystko zaczyna się zmieniać…

Zapach lawendy
Violet starsza siostra Camille, po rozwodzie wraca na rodzinną farmę. Dla otoczenia jest ekscentryczną i nieprzewidywalną dziwaczką. Kobieta wiedzie spokojne życie, z dala od mężczyzn. Zajmuje się hodowlą własnych odmian lawendy oraz prowadzi sklepik „Ziołowa Oaza”. Szczęście uśmiecha się do Violett, dostaje ona szansę na podpisanie obiecującego kontraktu ze znaną firmą kosmetyczną. Finalizacja umowy, zależy jednak  od opinii eksperta na temat jakości jej lawendy.  Kiedy w miasteczku pojawia się przystojny naukowiec, pracujący dla firmy kosmetycznej, Violett nawet nie przypuszcza jak wiele zmieni się w jej dotychczasowym życiu…  

Czar lawendy
Wbrew powszechnej opinii życie najstarszej z sióstr Campbell – Daisy, nie jest usłane różami. Zmęczona życiem z nieodpowiedzialnym i egoistycznym mężem, postanawia wrócić z Francji na rodzinną farmę. Mimo początkowych problemów finansowych, dzięki ogromnej dawce optymizmu, energii i pomysłowości, kobieta powoli staje na nogi. Jakie miejsce w życiu Daisy zajmie poznany w zaskakujących okolicznościach miejscowy cieśla Jack Larson…?

„Lawendowe pola” to wspaniała i ciepła powieść, dzięki której można oderwać się od szarej codzienności. Trzy historie kobiet, którym zawalił się świat i które poszukują ukojenia i zapomnienia na rodzinnej farmie, przypomina nam jak ważną wartością jest rodzina. Bez względu na to co nas spotkało, w rodzinnym gnieździe zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie wiedział czego w danej chwili potrzebujemy i jak nam pomóc. W książce ukryte jest również przesłanie, iż nie można się poddawać, zawsze należy walczyć o „lepsze jutro”.  
Pozwólcie, iż przytoczę fragment IX Pieśni Jana Kochanowskiego, które moim zdaniem mogłyby stać się mottem trzech bohaterek powieści „Lawendowe pola”

„Nie porzucaj nadzieje,
Jakoć sie kolwiek dzieje:
Bo nie już słońce ostatnie zachodzi,
A po złej chwili piękny dzień przychodzi.”

Polecam wszystkim książkę Jennifer Greene „Lawendowe pola” - jestem pewna, iż optymizm z niej bijący przyda się zwłaszcza na zimne i deszczowe jesienne wieczory. 

Za możliwość przeczytania książki serdecznie dziękuję Pani Monice
i Wydawnictwu MIRA.
  

5 komentarzy:

  1. Okładka rzeczywiście przyciąga wzrok ;-) Przyznam szczerze, że nie słyszałam wcześniej o tej książce. Jak gdzieś na nią trafię - chętnie przeczytam, ale szaleńczego poszukiwania organizować nie będę ;-)

    OdpowiedzUsuń
  2. Wszystkiemu "lawendowemu" mówię tak. Dodatkowo cenię powieści o kobietach, dlatego chętnie sięgnę:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Teraz żałuje że nie mam jej na swojej półce :(

    OdpowiedzUsuń
  4. Lubię lawendę, urocze zdjęcie, okładka przyciąga, Twoja recenzja kusi tym bardziej.

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja kończę tę lekturę. Jutro o niej napiszę :-)

    OdpowiedzUsuń